Kim jesteś i skąd się wzięłaś?
Nazywam się Magda Górecka, fandomowo Maggor. Łódź, Kraków i z powrotem Łódź. A skąd się wzięłam? Tak, to to jest ta chwila, to jest moment na historię o Stanisławie Lemie i magnetowidzie: Otóż: moi rodzice zaczęli się spotykać, bo mama powiedziała tacie, że czytała Lema (potem wyszło, że tylko Bajki Robotów), a tata, że umie naprawić magnetowid (dalsze losy magnetowidu były prawdopodobnie niezbyt szczęśliwe). Uważam, że ofiarę magnetowidu należy unieśmiertelnić chociaż tutaj.
Rodzice pchali Cię jakoś w kierunku fantastyki? Albo czy mieli cokolwiek wspólnego z fandomem?
Rodzice nie byli fandomowi, chociaż tata czytywał za młodu „Fantastykę”, kiedy „jeszcze była to fantastyka naukowa w niej, a nie Nowa Fantastyka”. Bardzo jednak wierzył, że kiedyś moje wszystkie zbierane, choć z przerwami, egzemplarze „Nowej Fantastyki” będę mogła sprzedać kolekcjonerom (nikt mu nie powiedział, ile numerów NF leży w antykwariatach, w których regularnie bywam). Sam był ogromnym entuzjastą fantastyki naukowej i to dzięki niemu mieliśmy w domu kolekcję Lema i Bułyczowa.
Do jakich fandomów należysz?
Myślę, że fandom komiksu jest najwcześniejszym fandomem w moim życiu. Lubię mówić, że kolekcjonuję mikrofandomy. Bardzo lubię polski komiks: zaczęłam od Przygód Kleksa, należących jeszcze do mojej mamy, poprzez przygody Tytusa de Zoo. Teraz czekam na kolejne części Wydziału 7 (i system RPG!) i przygód Broma od Unki Odyi.

Dlaczego akurat to?
W Łodzi odbywał się Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier, który odkryłam gdzieś w czasach swojego gimnazjum, czyli krótko po przeprowadzce do Łodzi. Nasza nauczycielka plastyki i techniki zabrała nas na wystawę do ŁDKu przy Tuwima i tak wsiąkłam.
Co się teraz dzieje ciekawego w komiksie, o czym nie wszyscy wiedzą, a być może powinni?
Komiksowy świat w Polsce jest trochę poza głównym strumieniem wiadomości w fandomie (wynika to z zazwyczaj osobnych imprez). Jest masa małych imprez komiksowych różnego rodzaju (targi, festiwale, warsztaty – nie tylko Międzynarodowy Festiwal Komiksu w Łodzi). A propos Łodzi, komiksu i fandomu – wiecie, że postać wiedźmina Geralta z pierwszej gry, jak i wersja medalionu, która pojawiała się wielokrotnie w tej franczyzie, to efekt pracy artysty komiksowego Przemysława „Trusta” Truścińskiego? Obecnie w łódzkim Centrum Komiksu i Narracji Interaktywnej EC1 możecie obejrzeć wystawę „TRUST the process” (27.09.2025-08.03.2026) poświęconą jego twórczości. Zachęcam do zobaczenia przy okazji wizyty, bo jeśli chodzi o współczesny komiks polski, to jest to jeden z czołowych twórców.

Jak trafiłaś do aktywnego fandomu?
Na aktywny fandom załapałam się dość późno jak na fandomową średnią i trochę przypadkiem. Postanowiłam pojechać na swój pierwszy konwent, którym był pandemiczny Bazyliszek ’22. A potem, jakoś wyskoczyło mi na Facebooku wydarzenie, jakim była dyskusja o Piranesi Susannah Clark. Zaczęłam przychodzić na spotkania, w międzyczasie dołączyłam do robienia konwentu Lajconik, wybrałam się z naszym klubem na Worldcon w Glasgow (duże to!).
Z tego miejsca ślę moje ogromne podziękowania do Mata i Ani z krakowskiego pubu planszówkowo-erpegowego R’lyeh Cafe, miejsca, w którym poprowadziłam swoją pierwszą sesję RPG (jeszcze w poprzedniej lokalizacji), a potem poprowadziłam masę sesji jak na wydarzeniach charytatywnych typu Stawiamy RPG na Łapy czy Lajconik i R’lyeh Cafe grają dla WOŚP. Moich najlepszych przyjaciół poznałam właśnie tam.
Jak obecnie realizujesz swoje zaangażowanie w hobby?
Działam w paru miejscach naraz – w Wydawnictwie Wielokrotnego Wyboru, gdzie stanowię 1/3 redakcji i osobę praktycznie od wszystkiego: korekty gier książkowych, walki z WordPressem, organizowania wydarzeń takich jak Zjazd Miłośników Gier Książkowych; prowadząc sesje RPG na konwentach i wydarzeniach charytatywnych takich jak wspomniane
Stawiamy RPG na Łapy (organizuje je Sebastian z kanału RPG Dzikie Rzuty, ale nazwa to akurat mój zwycięski pomysł). Po przeprowadzce z Krakowa do Łodzi zdalnie doglądam dyskusji książkowych w Krakowskiej Sieci Fantastyki. Mam też maciupki zakątek na Instagramie poświęconym fantastyce i grom. Bardzo chciałabym mieć więcej czasu i siły na swoje solowe aktywności takie jak wydawanie scenariuszy do gier TTRPG i częstsze pisanie fabularne czy publicystyczne, ale na szczęście powoli zaczyna się to poprawiać.
Co uważasz za swoje największe fandomowe osiągnięcie?
To jest trudne pytanie, bo mój staż w fandomie jest według mnie raczej maciupki, to i „największe” osiągnięcia będą również maciupkie. Myślę, że robienie Bazyliszka x Polconu 2025 jako jedna z programowych (blok popularnonaukowy to ja) i dowiezienie tego (i siebie) w jednym kawałku mogłoby być jednym z nich? Jak mówiłam, mój staż w fandomie jest mały.
A poza fandomem – kim jesteś?
Na co dzień – pracuję w branży medycznej, gdzie między innymi zajmuję się nadzorowaniem obiegu dokumentacji i materiałów promocyjnych, piszę raporty dotyczące bezpieczeństwa i bardzo, bardzo wiele maili do ludzi z marketingu. Wcześniej pracowałam w dwóch laboratoriach, a nawet miałam krótki epizod ze zdrowiem publicznym. Mam ogromną nadzieję, że jeszcze uda mi się do labu wrócić, ale jest, co jest. W innej nogawce spodni czasu pewnie zamiast biotechnologii wybrałam jakąś niszową filologię i teraz moja alterka musi z tym tam żyć.
Czy te dwie sfery się jakoś przenikają?
W chwili kiedy pisałam większość tego tekstu, organizowałam akurat blok naukowy programu na Polconowym Bazyliszku i bardzo wierzę, że to nie ostatni raz, kiedy akurat ta nitka programowa trafi pod moją opiekę, a zarządzanie programem konwentowym bardzo lubię: kocham tabelki (autyzm jest szczęśliwy) i odhaczanie (ADHD jest szczęśliwe). Robienie konwentów daje mi to, co kiedyś dawała mi praca w kawiarni, a potem w laboratorium (wbrew pozorom, te dwie branże w pewnych aspektach wcale się tak od siebie nie różnią, tylko brudzisz się innymi rzeczami i kto inny na ciebie krzyczy).
W jaki sposób robienie konwentów przypomina pracę w labie?
Wbrew temu, co pokazuje nam popkultura (a o błędach laboratoryjnych w filmach i serialach może kiedyś zrobię prelekcję), praca w labie, zwłaszcza komercyjnym prowadzącym np. badania na kontraktach z większymi firmami z branży, jest nieco mniej ciekawa, za to bardziej schematyczna, a często, jak w przypadku innych korpo, polega na dostarczeniu klientowi tego, za co zapłacił. A teraz przejdźmy do konwentów. Konwent działa bardzo podobnie do rozłożonego w czasie projektu ekspresji białka dla klienta. Jeśli to nowa impreza, najpierw poświęcasz czas na czytanie publikacji (w konwentorobieniu: kto robił edycję pięć lat temu i czy macie do niego telefon lub czy w tym wymarzonym terminie nie ma w tym samym czasie podobnych imprez w dwóch miastach powiatowych obok docelowego). Czasem poświęcasz dodatkowy czas, który chciało się spożytkować na coś swojego (nadgodziny, smutna plaga branży labowej lub dodatkowe spotkania, żeby dograć ekipę organizującą dany pion na konwencie). Okazuje się, że kluczową rzecz potrzebną do projektu trzeba zamówić na miesiąc przed albo, na odwrót, że mamy jej trzy pudła po poprzednim przedsięwzięciu, a ktoś przywiózł kolejne. Czasami ludzie się kłócą lub ktoś pada na wirusa w kluczowym tygodniu. Myślę, że w obecnej pracy brakuje mi tego praktycznego aspektu robienia czegoś, jak i bardziej dynamicznego dnia pracy, możliwe, że właśnie dlatego robię konwenty.
Jaką cechę Twojego fandomu uważasz za najcenniejszą?
Parafrazując motto jednego z moich pierwszych komiksowych uniwersów: fandom bawiąc – uczy, ucząc – bawi, nawet jeśli uczy tylko jedną osobę naraz, a bawi wszystkich dookoła poza nią. Masy rzeczy nauczyłam się robiąc stronki Wydawnictwa, korekty czy też grafiki. I przede wszystkim: gry RPG wyciągnęły mnie z fobii społecznej, zanim miałam okazję iść na terapię.
