Kim jesteś i skąd się wzięłaś?
Zawodowo tyflopedagożką, amatorsko pisarką (głównie opowiadań, bo na pisanie czegoś dłuższego nie mam ani dość czasu, ani dość samozaparcia), z urodzenia Ślązaczką i to poniekąd odpowiedź na pytanie skąd się wzięłam – w 2015 roku pojawiłam się pierwszy raz w Śląskim Klubie Fantastyki przyciągnięta do sekcji literackiej „Logrus” przez przyjaciółkę z Gdańska. Okrężna droga, no ale jak widać skutecznie mnie doprowadziła.
Do jakich fandomów należysz?
Jeśli to podstępne pytanie, żeby się dowiedzieć, czy Star Wars czy Star Trek, to zdecydowanie jestem Trekkie. Choć nie działam w środowisku fanów. Zasadniczo w fantastykę wsiąkłam dzięki książkom. Teraz też są moim ulubionym nośnikiem kultury popularnej i stąd moje zaangażowanie w nagrodę im. Janusza A. Zajdla.
Jak trafiłaś do aktywnego fandomu?
Napisałam powieść steampunkową i ktoś zdecydował się ją wydać, potem wcześniej wspomniana przyjaciółka przedstawiła mnie Ani Kańtoch na Imladrisie w Krakowie, słowami „to jest Siem, ona się zna na steampunku”. To trochę skrót, ale Ania potrzebowała wtedy, żeby ktoś zbetował jej tekst pod kątem klimatu steampunkowego i razem z tekstem dostałam zaproszenie na spotkanie sekcji literackiej ŚKF. A potem po kilku miesiącach bywania na spotkaniach, zapytano mnie, czy nie chciałabym pomóc przy spisywaniu książek i opowiadaniach fantastycznych, wydanych w poprzednim roku. I tak dowiedziałam się o istnieniu Listy Pomocniczej przy tworzeniu której działam do dziś.

Opowiedz coś więcej o pracy przy Liście Pomocniczej.
Jak mówiłam wcześniej, pierwszy raz zetknęłam się z nią dopiero jak przyszłam do klubu. Wcześniej nie miałam pojęcia, że coś takiego istnieje i ominęła mnie co najmniej jedna edycja Zewu Zajdla. Ja naprawdę mało wiedziałam o Fandomie jako o zbiorze działających wspólnie, zaangażowanych ludzi. W tym moim pierwszym roku bycia klubowiczką przyszła do mnie koleżanka z sekcji literackiej i spytała, czy bym nie chciała pomóc przy Liście. Praca polegała na tym, że podzieliłyśmy listę publikacji z poprzedniego roku, pochodzącą zdaje się z bazy fantasta.pl na trzy i weryfikowałyśmy publikacje na stronach wydawnictw, a jednocześnie sprawdzałyśmy, czy nie ma na nich czegoś więcej. Podzieliłyśmy alfabet na trzy tak dokładnie – nie pamiętam jakie literki były moje.
Potem opiekę nad Listą i ogrom pracy związany z jej tworzeniem przejął Zew Zajdla. Ja zaś zdążyłam poznać komandora Falejczyka, zwanego Kiwaczkiem na jakimś Nordconie i tak dołączyłam do ekipy, nie tylko tworzącej Listę, ale i do tej, która w czasie akcji czytania nominowanych w danym roku książek zbiera dane od uczestników.
Książek i opowiadań jest z roku na rok więcej. My każdego roku obiecujemy sobie, że będziemy stale utrzymywać rękę na pulsie rynku wydawnictw fantastycznych i systematycznie z miesiąca na miesiąc uzupełniać Listę. Trochę tak jest, a trochę niekoniecznie i zwykle ostatni kwartał roku jest dla nas bardzo pracowity. Nie mamy ambicji, żeby samodzielnie wszystko znaleźć. Prosimy o pomoc na naszych socjalmediach, podchwytujemy tropy rzucone przez obserwatorów i dużo dyskutujemy – np.: Czy pewna książka to powieść czy zbiór opowiadań? Tu zaraz dodam – bo uważam, że bardzo ważne jest to podkreślać – my, pracujący przy tworzeniu Listy i Zewie Zajdla, o niczym nie decydujemy. Staramy się tylko zrobić jak najdokładniejszy spis z natury wszystkiego, co jest powieścią, opowiadaniem, zawiera w sobie fantastykę i ma nadany numer ISBN bądź ISSN. Jeśli mamy wątpliwości, na której z list umieścić dany tekst, zadajemy pytania komisji samej Nagrody, a komisja posiłkując się regulaminem, a czasem zdaniem ekspertów literaturoznawców, decyduje.
Lista Pomocnicza to – jak jej nazwa wskazuje – pomoc dla czytelników, którzy chcieliby się np. upewnić, czy ta fajna książka, którą ostatnio czytali i warto przedstawić ją do nominacji, została wydana w zeszłym roku czy jednak wcześniej. Mogą też dzięki niej sprawdzić, czy ich ulubiony autor nie napisał jakiegoś opowiadania, z którym dobrze byłoby się zapoznać. Obecność na Liście jakiegoś utworu nie jest dla jego autora żadnym wyróżnieniem. Jeśli napisał powieść fantastyczną, to będzie ona na Liście Pomocniczej, chyba, że ją przegapimy i nikt nam jej nie wskaże. Dlatego z wdzięcznością przyjmujemy zgłoszenia od samych autorów.
Jak obecnie realizujesz swoje zaangażowanie w hobby?
Tak się składa, że wywiad złapał mnie po bardzo intensywnym roku (brałam udział w zorganizowaniu Seminarium Literackiego ŚKF – jak co roku – Kapitularza w Łodzi i Imladrisu w Krakowie – pierwszy raz – byłam na rekordowej dla mnie liczbie konwentów z prelekcjami) i w tym postanowiłam przyhamować odrobinę. Zostaję przy działaniach lokalnych – Śląskie Dni Fantastyki i Seminarium, no i oczywiście przy Zewie Zajdla. Aktualnie mamy czas nominacji do nagrody fandomu im. Janusza a Zajdla i pora przygotować się na intensywne działania promocyjne. Coś tam kombinujemy w ZewoZajdlowej drużynie, zobaczymy, czy będzie się czym chwalić 😉
Poza tym jestem od roku z hakiem szefową sekcji literackiej ŚKF. W tym roku po rocznej przerwie w publikacjach pojawi się kolejna antologia naszej sekcji. Teksty już wybrane, trwają prace redakcyjne, w których też biorę udział, oprócz tego, że koordynuję całość przedsięwzięcia. Mam też nadzieję, że będę bardziej aktywna pisarsko w tym roku. Tworzenie historii bardzo mnie kręci. A jednocześnie pisanie to dla mnie trudny proces. Wymaga całkowitego zaangażowania głowy. Trochę odpuściłam pisanie, zajmując się zbyt dużą liczbą rzeczy na raz.
Co uważasz za swoje największe fandomowe osiągnięcie?
Może nie jest ono widoczne tak dobrze, jak ja je widzę, ale uważam, że odkąd zaczęłam uczestniczyć w organizacji Seminarium Literackiego – zajmuję się programem – zaczęło ono odżywać. Poza starymi wyjadaczami pojawiają się nowi, młodzi ludzie i mam nadzieję, że ta tendencja się utrzyma, a tempo przyspieszy. Mamy – w gronie osób zainteresowanych losem Seminarium – kilka pomysłów, jak je odświeżyć i mocniej podkreślić jego charakter zarówno literacki jak i seminaryjny.
A poza fandomem – kim jesteś?
Od 2003 roku pracuję z małymi dziećmi niepełnosprawnymi. Moją główną specjalizacją jest tyflopedagogika, czyli pedagogika osób niewidomych i słabowidzących. Jestem terapeutką widzenia, ale też po prostu pedagożką specjalną. Prowadzę zajęcia mające na celu likwidowanie deficytów poznawczych u dzieci w wieku przedszkolnym. Bywa, że trafiają do mnie półroczne bobasy i jestem w stanie pomóc im, a także ich rodzinom. Praca jest dla mnie ważna, daje sporo satysfakcji, a jednocześnie jest mocno obciążająca emocjonalnie. Czasem zastanawiam się, czy nie powinnam się przekwalifikować i znaleźć pracę, z której się wychodzi 😉
Poza tym jestem żoną męża, który jest zafascynowany tematyką statków, mórz i okrętów i to przy nim znacznie rozwinęłam swoje zainteresowanie tymi tematami. Zawsze mogę na niego liczyć, kiedy potrzebuję wiedzieć czy to, co wymyśliłam ma choć cień sensu.
Jestem też człowiekiem dwóch kotów. Właściwie kotek. Jedna ma prawie 20 lat a druga to taki młody dorosły. Mogę o nich gadać i gadać, bo niezłe z nich gagatki.
Czy te dwie sfery się jakoś przenikają?
Na początku chciałam powiedzieć, że nie, bo mój mąż jest całkowicie niefandomowy i że muszę ciągle pamiętać o właściwym gospodarowaniu czasem. Natomiast po namyśle stwierdzam, że dzięki moim studiom i pracy z osobami z niepełnosprawnością wzrokową jestem lepszą pisarką, niż byłabym bez tego. Cechy wizualne to te, które jako pierwsze odruchowo wykorzystujemy do opisania czegoś. Mówiąc my, mam na myśli oczywiście osoby widzące. Tymczasem większość rzeczy posiada także inne cechy – zapach, dźwięk, fakturę… Dzięki ich wykorzystaniu moje opisy mocniej działają na czytelnika. Wiem, bo ludzie często mi mówią, że robią się głodni, gdy czytają moje opisy jedzenia 😉
Poważniej – to przez mój zawód dałam się łatwo przekonać Marcinowi Opolskiemu do włączenia w e-book naszej ostatniej klubowej antologii audiodeskrypcji okładki i ilustracji, tak by każdy czytelnik, także ten z poważnym deficytem widzenia mógł ją odebrać w pełni. I wierzę, że znajdę w końcu czas, żeby wrócić do poprzednich antologii i tam też ją dołożyć.
Jaką cechę Twojego fandomu uważasz za najcenniejszą?
Mój fandom, czyli ludzie, z którymi na co dzień współpracuję i rozmawiam jest bardzo różnorodny, ale co niesamowite potrafi działać wspólnie. Jest też opiekuńczy i wyrozumiały. Dla mnie fandom to taka wybrana rodzina. Taka, z którą wychodzi się dobrze nie tylko na zdjęciach.